Kim jest Aleksandra Hanuszewicz, założycielka marki Nalu Bodywear?

Hmmm…. to nie jest proste pytanie. Jestem na pewno kobietą zmienną, gorącą, a moja dusza jest artystyczna. Są to cechy, których jestem pewna. Stałym elementem w moim życiu jest zmiana. Przeszłam przez wiele różnych etapów i faz. Jednak zawsze towarzyszyła mi sztuka oraz wyrażanie siebie. Pierwszym ze sposobów wyrażania siebie był taniec. Potem byłam w szkole aktorskiej, śpiewałam, a jeszcze później pisałam wiersze. Obecnie projektuję ubrania. Co do charakteru, to mam zdecydowanie gorący, południowy temperament. Myślę zresztą, że to jaka jestem widać w moich ubraniach. Odzwierciedlają one moją osobę, to, o czym myślę i to, na jakim etapie życia jestem.

 

W jakim momencie swojego życia poczułaś, że Nalu Bodywear to jest to, co czujesz w sercu i zrozumiałaś, że chcesz się tym zajmować? 

Marka Nalu Bodywear nie była jakimś wielkim pomysłem. To był impuls i początkowo nie myślałam, że wyjdzie z tego coś poważnego. Idea stworzenia marki zaczęła kiełkować w 2017 roku, gdy po długim okresie podróżowania i mieszkania w różnych miejscach, zamieszkałam na wsi. Zupełnie sama, ale w rodzinnych okolicach. Miałam tam szansę na wyciszenie i wsłuchanie się w siebie. Wszystko dzięki otaczającej mnie naturze. Był to moment, gdy sięgnęłam po maszynę krawiecką. Już wcześniej umiałam szyć, ale nie miałam wówczas do tego ani czasu, ani głowy. Gdy zamieszkałam na wsi, zaczęłam szyć ubrania dla siebie i znajomych. To wyszło naturalnie. Nie zrobiłam tego napędzona jakimś pomysłem. To coś w rodzaju kuli śnieżnej, która sama się rozkręcała.

 

Czy swój talent i miłość do mody odziedziczyłaś, czy sama doszłaś do tego, że to kochasz?

Wiesz co, w sumie tak... Moje obie babcie potrafiły szyć i w mojej opinii były trochę niespełnionymi krawcowymi. Pamiętam taką opowieść, że babcia Zosia podczas kłótni z dziadkiem wyrzucała mu, że gdyby nie on, to byłaby krawcową w samej Warszawie (śmiech). Z kolei druga babcia, Gienia, szyła ubrania wszystkim swoim koleżankom na osiedlu. Wydaje mi się więc, że gdzieś nieświadomie mogłam to odziedziczyć po nich. Od kiedy pamiętam uwielbiałam modę. Nie traktowałam jednak tego na poważnie, jako pasji. Wydawało mi się to naturalne. Myślałam, że wszystkie dziewczyny interesują się modą i że nie ma w tym nic wyjątkowego. Dopiero teraz zrozumiałam, że patrzę na ubrania inaczej niż większość ludzi. 

   

Wróciłaś do miejsca, w którym spędziłaś dzieciństwo. Czy tam łatwiej Ci się pracowało i to miejsce jest bardziej inspirujące niż metropolia?

W tym miejscu chciałabym każdemu polecić, aby choć przez jakiś czas samotnie zamieszkał na wsi. Całe życie byłam otoczona mnóstwem ludzi i atrakcji. Co chwilę pojawiało się coś nowego i tego było za dużo. Zrozumiałam, że nadszedł czas na wyciszenie. Dopiero w momencie odcięcia się od bodźców zewnętrznych byłam w stanie wyłapać bodźce wewnętrzne, czyli to, co mnie porusza w środku. Zauważyłam, że pewne myśli krążyły we mnie, a nie były w stanie zostać usłyszane, ponieważ dookoła działo się tak wiele. Właśnie, gdy wróciłam na wieś, zdałam sobie sprawę, że pomysł na szycie ubrań kiełkował we mnie od bardzo dawna. Wydaje mi się, że wahadłowe życie między wsią a miastem jest super i tworzy idealny życiowy balans. Miasto dostarcza wiele inspiracji zarówno w kontekście kultury i ludzi, po które warto sięgać, zwłaszcza, gdy tworzy się modę, bo przecież ona jest właśnie dla ludzi. Z drugiej strony jest wieś i natura, która jest równie inspirująca, ale także wyciszająca. Pomaga wsłuchać się w siebie. Powrót do miejsca, w którym spędziłam dzieciństwo było pewnym zatoczeniem kręgu i spotkaniem się z sobą starszą o kilkanaście lat. Zobaczyłam kim jestem teraz. Mogłam zastanowić się, czy te same rzeczy są dla mnie spójne i czy wciąż patrzę na świat tak samo. Ten czas był dla mnie bardzo wartościowy.

 

W kolekcjach Nalu Bodywear dostrzeżemy bardzo dużo odwołań do natury. Dlaczego akurat przyroda tak bardzo Cię inspiruje? Czy miały na to wpływ Twoje wewnętrzne przeżycia?

Wychowałam się na wsi i zupełnie nie byłam świadoma tego, jak bardzo natura jest ważnym elementem mojego życia. Mieszkając kilka lat w mieście zrozumiałam, że tego potrzebuję, że to mnie uspokaja. Myślę, że natura jest najlepszym nauczycielem życia. Wystarczy spojrzeć, jak zaprojektowane są płatki kwiatów. Natura jest najlepszym projektantem, najlepszym designerem (śmiech). Jest ona bardzo ważnym elementem mojego życia. Nie potrafię być długo w mieście. Nawet teraz przeprowadzając się do miasta, co zrobiłam trochę z bólem serca, specjalnie wybrałam mieszkanie w Gdyni, które jest usytuowane blisko parku krajobrazowego. Dzięki temu w przeciągu dwóch minut mogę być w lesie. To jest dla mnie ważne. Chyba po prostu miasto ma za dużo bodźców i przez to dużo łatwiej jest zgubić samą siebie. Natura sprawia, że mam lepszy kontakt z samą sobą.

 

Twoje projekty uosabiają miłość do kobiecości. Są pewnego rodzaju ukłonem w stronę kobiet. Czym więc jest dla Ciebie kobiecość, wolność i naturalność?

Kiedyś powiedziałabym, że kobiecość to delikatność, łagodność oraz emocje. Taki właśnie  w społeczeństwie jest klasyczny podział. Obecnie jednak uważam, że kobiecość to przyznanie się do wszystkiego, co mamy w sobie. To jest po prostu człowieczeństwo. A czym jest dla mnie kobiecość, wolność i naturalność? Myślę, że jest to po prostu odwołanie się do własnego kanonu piękna, czyli wykorzystanie własnego potencjału urody. Mam na myśli to, że osoba, która ma piękne rude kręcone włosy, niech nie maluje ich na czarno, tylko wykorzysta ten piękny, unikalny dar, który dostała. Wolność w kobiecości to wolność decydowania o tym, jak chcę, żeby wyglądało moje ciało, w jaki sposób czuję się najlepiej. Może czuję się najlepiej nosząc gorset, a może czuję się najlepiej nie nosząc stanika. Ja nie noszę stanika, jest on dla mnie niewygodny i nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek mnie do niego zmusił. Jednocześnie uwielbiam tę część bielizny i podziwiam wszystkie kobiety, które mają ochotę go nosić. Jak dla mnie kobiecość, wolność i naturalność to przede wszystkim po prostu bycie w zgodzie z sobą, zajrzenie w siebie. Nie podążanie za trendami, żeby wyglądać, jak Kim Kardashian, tylko żeby Ola Hanuszewicz wyglądała jak Ola Hanuszewicz. To jest chyba po prostu samoakceptacja. 

 

Jaka jest kobieta, która nosi ubrania Nalu Bodywear?

Powiedziałabym, że jest to w jakiś sposób kobieta nostalgiczna, ponieważ to też jest jakaś moja cecha. Uwielbiam analogowy świat, styl vintage. Jeżeli przedmiot jest stary, jego wartość automatycznie jest dla mnie dwa-trzy razy większa. Wydaje mi się, że przyciągam do siebie kobiety, które myślą i czują w podobny sposób. Ubrania, które tworzę nawiązują do stylu vintage, boho, który z kolei jest stylem zmysłowym, kobiecym, ale jednocześnie naturalnym. Dla mnie więc kobieta, która nosi ubrania Nalu jest na pewno jakoś związana ze sztuką i ma artystyczne podejście do życia. Jest miłośniczką starego świata. Kocha naturę i kultywuje ją w sobie.

 

Wiele osób uważa, że Polska jest zamknięta na nowych projektantów. Co w prowadzeniu własnej marki, sprawiło Ci najwięcej problemów?

Myślę, że problematyczne jest to, że sieciówki przyzwyczaiły klienta do wyprzedaży. Wykształciły w klientach przekonanie, że gdy np. jest 70 procentowa wyprzedaż, to firma i tak na tym sporo zarabia. To myślenie bywa przekładane na małe marki odzieżowe. Uważa się, że cena produktu jest wygórowana, a tak naprawdę klient często nie zna kosztów produkcji. Będąc małą marką,  tak naprawdę płacę za wszystko dużo więcej niż sieciówki. Przykładem może być chociażby uszycie produktu. Szyję w Polsce, a nie w Chinach. Kupując mniejsze ilości tkanin, płacę za każdy metr więcej. Niemniej widzę już dużo zmianę wśród moich klientek. Sieciówki wywołały dużą frustrację związaną z jakością. To powoduje, że ludzie coraz częściej i chętniej sięgają po młode polskie marki.

 

Czy sama zajmujesz się wszystkim w firmie? Czy sama organizujesz sesje zdjęciowe, pakujesz paczki, rozmawiasz z klientkami, itp?

Na samym początku zajmowałam się wszystkim. Sama nawet szyłam ubrania. Byłam z tego bardzo dumna. Jednak wszystkiego nie jestem w stanie zrobić sama. Na ten moment ja projektuję ubrania, wymyślam sesje zdjęciowe, oczywiście tworzę je później z fotografem i stylistą, jednak gdzieś ten pierwszy zalążek pomysłu jest mój, we mnie. Ja prowadzę markę, jestem tzw CEO (śmiech). Zajmuję się także prowadzeniem social mediów, ponieważ tam jest w stanie stworzyć intymną relację z klientem. To jest coś, co lubię oraz dbam na co dzień. Chciałabym, żeby klientki również to czuły, żeby wiedziały, że rozmawiają z Olą, a nie z jakąś anonimową postacią, która dostała zlecenie robienia postów dla marki. Oczywiście, mam tutaj osoby, które mi pomagają. Jest osoba, która szyje, która tworzy konstrukcję, jest osoba, która pakuje paczki i odpisuje na e-maile. W Nalu nie jestem więc taka totalnie sama. 

 

Czy jest coś, co zrobiłabyś inaczej, gdybyś teraz zakładała swoją markę?

Trudno byłoby cofnąć się o te trzy lata i zrobić coś inaczej. Teraz mam trzy lata doświadczenia. Oczywiście zrobiłabym wszystko inaczej. Zaczynałam mając w kieszeni tysiąc złotych i mój rozwój był bardzo powolny, zarówno z powodu niskiego budżetu, ale też niewielkiej wiedzy. To właśnie tę wiedzę i możliwość rozwoju chciałabym mieć, gdy zaczynałam. Niemniej, nie żałuję żadnego projektu artystycznego, który zrobiłam. Podpisuję się pod każdym z nich. Gdybym miała zrobić to jeszcze raz, to myślę, że jedynie biznesowo zorganizowałabym to inaczej.

 

Jaki kolor mają Twoje projekty?

Kolory to rzecz, do której mam słabość. Uwielbiam dobieranie kompozycji kolorystycznych. Lubię także, gdy barw jest dużo, gdy się uzupełniają, gdy się przełamują. Na ten moment osobiście jestem na etapie różu, ale czy to widać w moich ubraniach? Tego nie wiem… Moje projekty są po prostu ciepłe. Uwielbiam praktycznie wszystkie barwy, byleby były w ciepłym odcieniu i takie właśnie znajdziesz w ubraniach Nalu. 

 

Lubisz pracę w samotności, czy może marzysz o jakiejś współpracy?

Uwielbiam pracować w samotności. Najłatwiej jest mi się wówczas skupić i skoncentrować. Kiedy piszę teksty kreatywne lub posty, zawsze staram się odejść na bok i pracować sama. Czy marzę o jakiejś współpracy? W sumie tak, jestem otwarta na to, żeby do Nalu zapraszać coraz większą liczbę gości. 

 

Jakie cechy charakteru pomagają Ci w pracy?

Elastyczność, kreatywność, wytrwałość.

 

Bez czego nie wyobrażasz sobie życia?

Nie wyobrażam sobie życia bez natury i przyjaciół.

 

Czy poza modą i projektowaniem masz jakieś pasje?

Ja jestem człowiekiem pasją. Mam mnóstwo pasji. Co chwilę interesuje mnie coś nowego. Swojego czasu pasjonowałam się ziołolecznictwem. Uwielbiam jogę kundalini, uwielbiam gotować, uwielbiam cały czas tańczyć. Tak mam od dziecka i tak mi zostało.

 

Czy kolekcjonujesz wspomnienia?

Tak, jak najbardziej kolekcjonuję wspomnienia. W jednej ze swoich książek Zygmunt Bauman powiedział, że nasze pokolenie jest pokoleniem kolekcjonerów wspomnień. Jak najbardziej się z tym zgadzam. Ludziom nie wystarcza już sama materia. Bardziej funkcjonuje ona jako symbol tego, że coś się wydarzyło, czyli na przykład pamiątki. Teraz dużo bardziej kolekcjonujemy wspomnienia. Osobiście posiadam ich mnóstwo i lubię sobie posiedzieć i powspominać przeszłość, bo robiłam naprawdę szalone rzeczy w życiu (śmiech). 

 

Czy kultura i sztuka jest bliska Twemu sercu?

Jak najbardziej tak. Coraz częściej odkrywam meandry sztuki i kultury, która jest mi bliska. Ostatnio zafascynowała mnie literatura sci-fi. Niesamowicie opisuje rozwój świadomości, a temat świadomości jest czymś, co mnie bardzo fascynuje. Studiuję psychologię i rozwój osobisty. To mój konik i coś, co bardzo lubię i kultywuję w sobie. Poza tym uwielbiam architekturę wnętrz. Uwielbiam też antyki. Przeglądam, oglądam, kupuję, wymieniam, zdobywam. To jest coś, co robię bardzo często.

 

Może mogłabyś polecić swoją ulubioną książkę/film/piosenkę?

Książka - pierwsza, która przychodzi mi do głowy to “Siddhartha” Hermanna Hesse’a. Uważam, że to książka na całe życie. Warto czytać ją co kilka lat, gdy w naszym życiu zmienia się jakiś etap. Ta książka idealnie odzwierciedla przebieg rozwoju człowieka, jak w różnych etapach życia zmienia się optyka naszego widzenia, naszego odczuwania, naszych problemów. Czytając tę książkę jesteśmy w stanie inaczej spojrzeć na miejsce, w którym obecnie jesteśmy albo spojrzeć lepiej na etap, który już zakończyliśmy, czy też możemy przygotować się na to, co nadchodzi. Ja przeczytałam ją dwa razy i jestem zafascynowana tym, jak bardzo do mnie trafia i jak zupełnie co innego poruszyło mnie w tamtym czasie. Mam ją na półce i wiem, że za jakiś czas napewno znowu do niej wrócę. Ulubiony film. Pierwsze skojarzenie to będzie film “Wielkie Piękno”, który najbardziej zapadł mi w pamięci. Według mnie opowiada o tęsknocie za sensem w życiu i o pustym blichtrze, którego jest pełno, ale który nie karmi duszy. Niesamowite jest to, jak reżyser z każdej postaci, która pojawia się na ekranie robi kogoś ważnego. Każdy aktor pojawiający się nawet na minutę, posiada głęboką historię. Kolejny film, który moim zdaniem przypadłby do gustu wszystkim kobietom Nalu, to film “Małe Kobietki”. To historia o wspólnocie kobiet, o porównaniu dzieciństwa z dorosłością. Ten temat obecnie bardzo mnie porusza. Ulubiona piosenka. Mogę tylko powiedzieć o gatunku muzycznym, który mnie fascynuje. Jest to bossanova i jazz, funk w wykonaniu brazylijskich artystów. Uwielbiam muzykę, którą tworzą. Swego czasu mieszkałam z brazylijczykami i wspominam to jako najbardziej muzyczny i radosny okres w moim życiu (śmiech).

 

O czym marzy Aleksandra, właścicielka marki Nalu Bodywear?

Marzę o tym, żeby społeczeństwo było bardziej świadome tematu zanieczyszczenia środowiska. Marzę również o tym, żeby ludzie bardziej wsłuchali się w siebie i swoje potrzeby, zamiast podążać za cudzymi wymyślonymi potrzebami. A moim osobistym marzeniem jest dom na wsi z kotem i psem. Nie mogę się tego doczekać i często o tym myślę.